czwartek, 23 kwietnia 2015

Rozdział 8

- A mnie to na prawdę nie obchodzi, że chciałeś się z nim spotkać! O takich rzeczach się mówi i koniec! - Suho krzyczał na Tao już od dobrych 2 godzin. Powoli już bolała mnie głowa od jego wrzasku. No ja rozumiem, że można być na kogoś zły, bo ten ktoś nie wrócił na noc do domu, ale żeby gadać w kółko o tym samym? Nasz lider przesadza. Kocham go całym sercem, ale gdyby nie był takim awanturnikiem nasz zespół dalej byłby w pełnym składzie. Zdobylibyśmy więcej nagród, fanów i bylibyśmy po prostu lepsi. A tak? Tak to dupa, a nie sukces. Czasami wiem, że moglibyśmy robić więcej. Że bylibyśmy sławni nie przez wytwórnię i wygląd, a przez talent.
 - To może w takim razie nie będę się już w ogóle odzywać, skoro cię to nie obchodzi, co? - Krzyknął maknae chińskiego podzespołu. Suho jeszcze bardziej się zdenerwował. - Powiedziałem, że jak chcesz się z nim spotkać to okej, ale do cholery jasnej masz mi o tym powiedzieć! - Lider rzucił najbliższą rzeczą. Wkurzyłem się i wszedłem do salonu, gdzie dwóch członków toczyło wojnę.
 - Słuchaj Suho. Nie wiem jak reszta, ale ja nie mam zamiaru słuchać waszej kłótni. Albo się zamkniecie, albo wychodzę z tego dormu i nie obiecuję, że dłużej będę mieszkać w tym psychiatryku. - Odpowiedziałem z uśmiechem nienawiści. Lider szarpał się za włosy ze złości i podszedł do mnie.
- Jeżeli ci coś nie pasuje to wypad z zespołu! - te słowa spowodowały, że jeszcze bardziej mnie zirytował.
- Właśnie... nie starasz się o nas, członków. Nie dziwię się dlaczego Han i Yifan odeszli! - po wypowiedzeniu tych słów poczułem ogromny ból na policzku. Chwyciłem się za to miejsce, które było gorące i bardzo piekło. Tak. Nasz wspaniały lider właśnie dał mi z liścia. Osunąłem się po ścianie, dalej trzymając się za policzek. Nigdy bym nie pomyślał, że Suho jest w stanie posunąć się aż do takiego kroku. Nie poznaję go. Jego oczy były... po prostu straszne. Żyłki popękały, a źrenice zmniejszyły się. Po chwili usłyszałem głośny huk. Kai przycisnął Suho do ściany uderzając go parę razy pięścią w twarz. Na podłodze znalazło się nasze zdjęcie. Szybka była roztrzaskana, stąd ten dźwięk. Bez namysłu rzuciłem się w ich stronę i próbowałem odciągnąć ich od siebie i krzyczałem ich imiona, błagając o spokój. Tuż po sekundzie dołączył do mnie Zitao oraz pomógł mi w zakończeniu tej wojny. Ja ciągnąłem Kaia za koszulkę, a Chińczyk próbował stanąć pośrodku nich, ale nie za bardzo nam się to udało, gdyż chłopcy ignorowali nas bijąc się po brzuchu, twarzy i wszystkich innych częściach ciała.
- Jeśli jeszcze dotkniesz D.O umrzesz! - krzyknął w jego stronę i pociągnąłem Jongin go za kołnierz. Pociągnąłem go jednym, zdecydowanym ruchem tak, że Kai znalazł się w moich ramionach. Przytuliłem go z całych sił, by chociaż trochę się uspokoił. Pomimo tego, że jestem o wiele niższy od niego. Pocierałem dłońmi jego plecy i wtuliłem się w jego tors. On pocałował czubek mojej głowy i odwzajemnił uścisk. Rozpłakałem się czując panującą w domu atmosferę. Nie lubię, gdy ktoś się kłóci, a tym bardziej kiedy dochodzi do rękoczynów. W naszym zespole nigdy nie było aż tak źle. Wiadomo, nigdy nie było idealnie, ale było całkiem dobrze. Moje serce cierpi, gdy Suho krzyczy na każdego z nas. Marzę o tym, żeby znowu było tak jak wcześniej. Oderwałem się od Jongina i spojrzałem zapłakanymi oczami na lidera.
 - Dlaczego aż tak się zmieniamy? Dlaczego każdy dzień jest jeszcze gorszy niż poprzedni? Ja... ja... nie wytrzymuję. Błagam, zrób coś żeby było tak jak wcześniej, żeby było lepiej... - powoli podchodziłem do niego i widziałem jak jego oczy również napełniały się łzami.
 - A-ale... ja nie panuję nad sobą. Nie umiem się zmienić nawet jeśli chcę... Ja... - przytuliłem go by płakać razem z nim. Z jednej strony jest surowym liderem, a z drugiej jest bardzo wrażliwym dwudziestoparolatkiem. Teraz z uwagą przypatrzyłem się na jego twarz. Była cała z krwi, a jego nos był nieco podpuchnięty i krzywy. Wziąłem go za rękę i zaprowadziłem do kuchni, by zdezynfekować i opatrzyć jego rany. Posadziłem chłopaka na krześle. Chwyciłem po apteczkę i wziąłem z niej watę i wodę utlenionej. Nalałem nieco cieczy na watę i przyłożyłem do jego ran delikatnie przyciskając. Chłopak syczał z bólu. Z delikatnością naklejałem plastry na jego nos i palce, a resztę ran na twarzy posmarowałem kremem.
 - Jeżeli już jesteśmy sami... zrozum, Tao i Kris kochają się. Niczego nie możesz im zabronić, nawet jeśli jesteś liderem. Owszem, jesteś homofobem, ale zaakceptuj ich związek, bo to twoi przyja... znaczy Tao to twój przyjaciel. Wiem, że Yifana nienawidzisz, ale... załagodź jakąś tą atmosferę, okej? - mówiłem do niego i przyłożyłem na do jego nosa worek z kostkami lodu. Chłopak wyręczył mnie i wziął okład do swoich rąk, pozwalając mi na schowanie apteczki.
- Ja wiem, rozumiem ich, ale straciłem zaufanie do Krisa. - Westchnął ciężko i podrapał się drugą ręką po głowie. Już miałem opuścić kuchnię, gdy lider wypowiedział moje imię
- Dziękuję. Za okład i rozmowę. I Przepraszam za to uderzenie... wybaczysz mi?
- Już wybaczyłem. - uśmiechnąłem się i wyszedłem z kuchni. Poszedłem poszukać Kaia. Nie wiem jak wygląda po ich bójce. Może znowu będę musiał robić za pielęgniarkę?
Wszedłem do pokoju Chanyeola, bo tam też mieszkał Jongin. Zapukałem i otworzyłem drzwi. Chanyeol siedział na łóżku z Baekhyunem i trzymali się za ręce. Najwyraźniej mówili o czymś smutnym, bo twarz elfa nie była wesoła. Głupio mi było, bo chyba przeszkodziłem im w poważnej rozmowie. Mężczyźni puścili swoje dłonie i spojrzeli na mnie z delikatnym uśmiechem. Podrapałem się po karku, gdy Baekhyun wstał i miał zamiar iść. Przeszkodziłem mu w tym i zaklinowałem drzwi swoimi plecami.
- Siedź, siedź. Ja przyszedłem po Kaia. - Rozejrzałem się po całym pokoju i nigdzie go nie było. Ehh...
- Nie było go tutaj od rana, a co? - odpowiedział i zapytał Chanyeol.
 - Chciałem go... z nim pogadać - zająknąłem się i wyszedłem z pokoju, bo nie widziałem potrzeby żeby przeszkadzać im w dalszej konwersacji. Chodziłem z pokoju do pokoju zastanawiając się gdzie on może być. Wpadłem na pomysł, że być może znajduje się w pokoju Suho. Zszedłem po schodach na dół i cicho otworzyłem ich drzwi. Złapałem za klamkę i opchnąłem drzwi, przez co wszedłem do ich pomieszczenia bez żadnego hałasu. Chłopak był już opatrzony, ale nie przez lidera. Chen stał przy oknie, patrząc na Jongina, siedzącego na łóżku i chowającego swoją twarz za dłońmi.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Szablon pobrany z Szablownicy.