czwartek, 23 kwietnia 2015

Rozdział 6

Z przerażeniem patrzyłem na mężczyznę w białym fartuchu. Przewracał kartkami i zerkał na mnie od czasu do czasu. Suho opuścił pomieszczenie i zostawił mnie sam na sam z lekarzem. Wyglądał jak pięćdziesięciolatek ze względu na wyłysiałe włosy i zmarszczki na twarzy. Odłożył teczkę na szafkę, która znajdowała się obok mojego łóżka. Wyciągnął latarkę z kieszeni, zaświecił ją i prosił abym ciągle patrzył na nią, bez ruszania głową. Ruszał ją raz w prawo, raz w lewo. Zmierzył mi jeszcze temperaturę, popytał o parę rzeczy i znów chwycił za teczkę.
 - Mam dobre wiadomości. To tylko przemęczenie organizmu. Prowadzi pan zbyt szybki tryb życia, przez co organizm za panem nie nadąża. - dzięki Bogu, że to nie był rak lub inne cholerstwo! Cały kamień spadł mi z serca i poczułem wielką ulgę. Lekarz coś popisał w papierach, a ja cieszyłem się jak głupi. Najchętniej to bym zatańczył, ale aktualnie nie jestem w stanie nic robić. Nawet mówić mi się nie chce. - Musi pan poleżeć w domu jakiś tydzień i powinien pan się czuć o wiele lepiej. I pan i pański organizm sobie odpocznie. A ta druga dobra wieść to... może pan opuścić nasz szpital dziś wieczorem. Ale od razu po powrocie do domu, idzie pan spać. I niech pański chłopak dobrze się zaopiekuje. - JAKI DO CHOLERY CHŁOPAK?! O kim on mówił? Nie jestem gejem! Co ci ludzie w tych głowach jeszcze nie wymyślą... Może myślał, że Suho jest moim chłopakiem?
- Przepraszam, ale kogo ma pan na myśli? - Musiałem się zapytać, bo inaczej umarłbym z ciekawości.
 - Tego co spał przy pańskim łóżku przez dwie noce. Taki partner to skarb, niech go pan sza...- nie dokończyłem mu.
- To nie mój chłopak. Nie jestem gejem - Mężczyzna skinął głową na znak przeproszenia.
- Ten pan mówił co innego - Kim Jong Inie, zaraz ty będziesz leżał w tym szpitalu!
- Z tego co wiem pańskim zawodem jest leczenie, a nie wtrącanie się do cudzych spraw. - Warknąłem w jego stronę i modliłem się aby już stąd wyszedł. Mężczyzna wziął swoje rzeczy i opuścił pomieszczenie, w którym spędziłem dwa dni. Nie mogę w to uwierzyć. Ten gnojek... pff! Może i go lubię, ale nie aż tak bardzo... no bez przesady! Przez te kilka dni poczułem jakąś silniejszą więź do niego, ale... nigdy nie nazwałbym go swoim partnerem! Przeżyłem z nim swój pierwszy pocałunek, ale nic nie znaczył. Od momentu, w którym Kai przyszedł do mojego pokoju po maskę Chanyeola nic nie pamiętam. Żadnych dialogów, zdarzeń, rzeczy, nic! W takim razie mam sklerozę.
*~7 dni później~*
 Jak nakazał mi ten ciekawski doktor, przeleżałem tydzień w łóżku. Zajmowali się mną wszyscy. Z jednym wyjątkiem - Kai. Nie wiem co z nim nie tak. Chyba się nie pokłóciłem z Jonginem... mam nadzieję. Nie chcę, aby był na mnie obrażony i żeby się do mnie nie odzywał. Nie przeżyję bez tych egoistycznych albo zalotnych gadek. Lay siedział na krześle i grał spokojne melodie na keyboardzie, do których śpiewał Baekhyun, chociaż jednorożec też niekiedy odśpiewywał swoje solówki. Muszę przyznać, że ich głosy zdecydowanie różnią się od siebie. Lay posiada delikatną i wysoką barwę głosu. Baek natomiast śpiewał głośniej, pewniej i nieco niżej niż Chińczyk. Pomimo różnic - brzmią świetnie. Przyłączyłbym się do nich, ale czuję, że mój głos nie jest w dobrej formie. Nie będę psuł tej pięknej atmosfery panującej w moim pokoju. Zamknąłem oczy, kołysząc się w rytm piosenki. Usłyszałem jak ktoś zapukał do drzwi. Chłopaki przestali śpiewać. Otworzyłem oczy, a w drzwiach ujrzałem Kaia. Wyglądał dziś... seksownie. Ubrał na siebie szary podkoszulek, który chował jego mięśnie brzucha, ale pokazywał jego bicepsy, tricepsy i wszystkie inne możliwe mięśnie rąk. Na sobie miał również czarne spodnie z niskim stanem i owiniętą wokół jego bioder czerwono-czarną koszulę w kratę. Włosy miał lekko poczochrane, ale to nie zmieniało faktu, że jest bardzo przystojny. Poprosił resztę chłopaków o wyjście, bo chciał porozmawiać ze mną sam na sam. O co może mu chodzić? Chce mnie o coś przeprosić, poprosić? Ta sytuacja staje się dla mnie nieco niekomfortowa, ponieważ coraz częściej się przepraszamy. Chciałbym żebyśmy znów byli jak bracia, żebyśmy ze sobą rozmawiali godzinami, śmiali się tak jak kiedyś... Tęsknię za tymi chwilami, w których zachowywaliśmy się jak dzieci. Albo jak tuliliśmy się bez powodu. Chciałbym aby całe szczęście do mnie wróciło.
 - Jak się czujesz? - uśmiechnął się i usiadł na moim łóżku. Jego uśmiech nie wydawał się prawdziwy  - Nie owijaj w bawełnę tylko powiedz mi co się stało - zmieniłem pozycję z leżącej na siedzącą.
- No bo... pocałowałem Cię i zemdlałeś - Odpowiedział z lekką niepewnością i strachem. Pewnie obawiał się mojej reakcji - Jak chcesz możesz to zrobić jeszcze raz. - jego oczy powiększyły się i spojrzały z ogromnym zdziwieniem na mnie
- Zemdlałem ze względu na osłabienie, a nie przez niewinny pocałunek. Nie mam ci niczego za złe. - położyłem rękę na jego dłoni.
-Mogę coś dla Ciebie zrobić? - Zapytał z troską w głosie i uśmiechem na ustach. Jedyne czego od ciebie wymagam to... - Wziąłem głęboki oddech i spojrzałem na sufit, by nie rozpłakać się.  - Powiedz co, a zrobię wszystko co tylko będziesz chciał. - Odpowiedział i złapał za moje dłonie z ekscytacją w głosie. Spojrzałem na niego oczami pełnymi łez.
- Jongin, błagam Cię. Wypełnij moje serce radością jakiej mnie pozbawiono... Ja już zapomniałem co znaczy 'przytulić się', a tym bardziej 'spędzić z kimś dobre chwile'. Błagam... spraw był bym przez chwilę szczęśliwym... Nie chcę związku, ja... pragnę tego żebyś mnie przytulał częściej, spędzał ze mną więcej czasu i żebyś rozmawiał ze mną... - Rozpłakałem się na dobre. Boli mnie to, że nie mam nikogo bliskiego, co by mnie tulił, pocieszał i żeby zastąpił moją rodzinę. Brakuje mi tego jak moja matka potrafiła uśmierzyć każdy ból, psychiczny i fizyczny. Często tuliłem się do niej, by wsłuchać się w jej rytm serca. Wtedy czułem się bezpieczniej. Nie musiałem martwić się nad życiem i swoimi problemami. Wystarczyło, że wtuliłem się w nią i od razu zapomniałem o całym życiu. Teraz potrzebuję tego samego. Schowałem twarz w dłonie, szlochając głośno. Poczułem na swoim ciele ciepło i silne, męskie ramiona, tulące moje ciało. Bez namysłu wtuliłem się w tors tego człowieka, wypłakując się w jego ramię. Chłopak pocałował mnie w czoło i oparł swoją brodę na mojej głowie.
- Nigdy Cię nie opuszczę, słyszysz? - Oderwał się ode mnie i chwycił moją twarz w swoje dłonie. Spojrzałem Jonginowi prosto w oczy - Nigdy - przybliżył się do mnie i złożył delikatny pocałunek na moich ustach.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Szablon pobrany z Szablownicy.