czwartek, 23 kwietnia 2015
Rozdział 21
Wróciliśmy z Pekinu do Seulu, ale nie oznaczało to, że będziemy mieć czas wolny. W tym następnym dniu (czyli jutro) będziemy mieli spotkanie w telewizji. Super nie? Normalni ludzie po koncercie odpoczywają kilka dni, a my? Nie ma "zmiłuj się"! Musimy pracować jeszcze ciężej, bez względu na nasz stan fizyczny lub psychiczny. Do tego zbliża się nasz comeback, a to oznacza, że będziemy mieć jeszcze więcej obowiązków niż mieliśmy w tym miesiącu, tygodniu. Ale na szczęście dziś mają przyjechać nasi rodzice, których nie widzieliśmy od długiego czasu. Tak, rodzice! Kai załatwił nam wizytę z nimi! Czyż to nie jest wspaniałe? On, poprosił o coś "diabła" i ten "diabeł" się na to zgodził, a to graniczy z cudem. Serio! Nie raz, nie dwa błagaliśmy go o jakieś drobne sprawy, ale Soo Man nie zgadzał się na nic. Taki jest już los artysty - wszystko jest nie po twojej myśli. - Ej, D.O, dobrze wyglądam? - zapytał Baekhyun poprawiając swój czarny, niczym kruk garnitur. Wstałem z kanapy, na której siedziałem i otrzepałem go z meszku, który osiadł na jego marynarce. - Wyglądasz jak prawdziwy mężczyzna - powiedziałem dumnie, klepiąc go po ramieniu. - Czyli jak jestem ubrany w normalne ciuchy to... - nie dokończył mu Chanyeol, który położył głowę na jego ramieniu. - To wyglądasz jak pedał. Sorry. - wyszczerzył ząbki i poczochrał włosy Byuna, niszcząc przy tym jego fryzurę. Chłopak zaczął biec w kierunku jego pokoju. - Aishh! Ten dupek... zabiję cię Park Chanyeol! - krzyknął Bacon i pobiegł za nim. Zaśmiałem się na skutek tej całej sytuacji. Czyżby wrócili do siebie? Zawarli rozejm? Nie wiem... Zauważyłem smutnego Xiumina w kącie. Podszedłem do niego i wziąłem do pod ramię. - Hej hyung... co jest? - uśmiech zszedł mi z twarzy. - No bo... Moich rodziców nie będzie... - spuścił głowę i zaczął nerwowo tupać stopami o panele. - Dlaczego? - spojrzałem w jego oczy, do których napływały łzy. - Bo... moja matka jest w szpitalu... miała wypadek samochodowy. Jakiś ciul wjechał w jej auto swoim i... jest w złym stanie - głos łamał mu się aż do momentu, w którym rozpłakał się na dobre. Strumień łez spłynął mu po policzkach. Przyciągnąłem go do siebie i przytuliłem chłopaka, uciszając go swoimi pocieszeniami oraz zapewnieniami, że wszystko będzie dobrze. Kurczę... aż mi zrobiło się smutno. Ich rodzina to też moja rodzina. Czuję się jakby to moja matka wylądowała w łóżku szpitalnym. Pogładziłem go po plecach i wygoniłem Xiu do łazienki by obmył twarz. Usiadłem na kanapie i zacząłem bawić się swoimi palcami. Słysząc dzwonek do drzwi, natychmiastowo wstałem oraz poprawiłem swój granatowy sweterek. To oni! Nareszcie przyjechali! Suho jako lider naszego zespołu, przywitał każdego rodzica i zaprosił ich do środka. Widząc swoich rodzicieli rzuciłem się im w ramiona. - Mamo, tato! Tak bardzo za wami tęskniłem... - odsunąłem się od nich o spojrzałem na zapłakaną twarz mojej.mamy. Wytarłem jej łzy i uśmiechnąłem się do nich czule. - Jak wam minęła podróż? - Bardzo szybko i przyjemnie. - odpowiedział mężczyzna, którego od najmłodszych lat nazywałem swoim ojcem. - Nie umiałam zasnąć tej nocy. Byłam i wciąż jestem tak podekscytowana przyjazdem do ciebie... - złapała moją dłoń i pogładziła ją. - Zmieniłeś się... - Oj mamo... usiądźmy już! - wskazałem na dłuuuuuuuugi stół, który był otoczony przez wieeeeele krzeseł. Zasiedliśmy na nich i poczekaliśmy aż reszta gości zrobi to samo. Czując czyjąś dłoń spojrzałem w tamtą stronę. Ujrzałem swojego chłopaka, który był równie uradowany przyjazdem naszych rodzicieli jak ja. Położyłem swoją dłoń na jego i wsłuchiwałem się w konwersację starszego pokolenia. Każdy rodzic cieszył się z tego, że jego syn jest zdrowy, męski i przystojny. Czas spędzony w rodzinnym gronie mijał bardzo szybko i w przyjemnej atmosferze. Rodzice opowiadali o różnych anegdotach z dzieciństwa swojego dziecka. Nie jeden z nas najadł się wielkiego wstydu. Moja mama powiedziała, że gdy byłem młodziutkim chłopaczkiem, to zamiast pomidorów kupiłem pomarańcze i zrobiłem z nich zupę. Jak to możliwe? Sam nie wiem. Ale zapewne nie była pyszna. Sam bym jej nie tknął. "Zupa pomarańczowa z czerwoną fasolą, papryką i ziemniakami". Fuj! Chociaż smakowałaby oryginalnie. Z myśli wyrwała mnie dłoń, która ściskała mój nadgarstek i pociągnęła mnie za sobą. Kai najwidoczniej chciał mnie gdzieś zaprowadzić. Ciekawe gdzie? Doszedł do jego pokoju, w którym siedzieli i moi, i jego rodzice. Ukłoniłem się im, nie wiedząc co chłopak zamierza zrobić. - Z racji tego, że pragniemy być razem i spędzić ze sobą resztę życia, prosimy was o błogosławienie na znak zgody, na nasz związek i błagamy was, abyście cieszyli się razem z nami naszym szczęściem. - powiedział Kai który złapał dłoń mojej i jego matki, patrząc na zszokowane miny każdego, kto przebywał w tym pokoju. - Ale... Jongin, jesteś moim jedynym synem... miałeś mieć dzieci, które osiągnął sławę jak ty i... - odpowiedział jego ojciec, przejeżdżając palcami po włosach. Westchnął ciężko i uderzył się w czoło - syn gejem... co ludzie powiedzą? - Tato, nie rozumiesz, że moje dziecko będzie przeżywać piekło, tak jak twoje w tej chwili? - uniósł ręce ku górze w wyniku zdenerwowania się. - Panie Kim... powinien pan pozwolić synu na związek z Kyungsoo i życzyć im szczęścia. Są dorośli, wiedzą co robią, a miłość przecież nie wybiera. - Odpowiedziała moja matka kładąc ręce na moim ramieniu. - Zgadzam się. Dzieci powinny być szczęśliwe, a my im tej radości zabrać nie możemy... - dopowiedziała rodzicielka Jongina patrząc na swojego męża. - Co na to media, wytwórnia, manager? - Zapytał mój ojciec - O to się nie martw. Nikt się o niczym od naszego CEO nie dowie. On ma kasę, przekupi wszystko i wszystkich. - uśmiechnąłem się w jego stronę łapiąc Kaia za dłoń. - Pozwólcie nam być razem, błagamy... - moja mama położyła dłon na moim policzku i pogładziła je. Podniosła rękę nieco wyżej i wykonała ruch kciukiem w kształcie krzyżyka, a następnie przytuliła mnie. Zrobiła to również matka Kaia. Ojcowie początkowo nie byli zachwyceni ową wieścią, ale jakoś zrozumieli powagę sytuacji i pobłogosławili nas. - Nie skrzywdź go, błagam... - powiedziała moja mama głaszcząc Jongina po ramieniu. Wytarła drugą dłonią łzy wzruszenia, które spływały po jej policzkach i uśmiechnęła się delikatnie. - Ty też nie zrań mojego syna - zagroziła palcem mama Jongina w moją stronę. Uniosłem ręce ku górze, w geście niewinności oraz zachichotałem cicho. Rodzice opuścili nasz dorm, a my? My cieszyliśmy się tym, że w końcu ktoś nas zrozumiał i będzie nas wspierać na przekór wszystkiemu oraz wszystkim. Wziąłem szybki prysznic i wszedłem do łóżka Jongina, kładąc się na jego torsie. Owszem. Nie mieszkam już z Layem i Baekiem, bo zamieniliśmy się pokojami. Wsłuchiwałem się w rytm bicia jego serca, które działało na mnie usypiająco. Po chwili powiedziałem chłopakowi "dobranoc" i zasnąłem, czując ciepłe wargi mojego kochanka na czubku głowy.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz