czwartek, 23 kwietnia 2015

Rozdział 5

Wróciliśmy do dormu przed godziną czternastą. Byłem nieco zmęczony swoim życiem. Ciągle jakieś wywiady, koncerty, reklamy, sesje zdjęciowe i promocje za granicą. Nie mam na nic czasu! Nie widziałem się z moją rodziną od wielu miesięcy. Nie mam nawet dziewczyny. Wiem, że mam 9 chłopaków pod jednym dachem, ale... to nie to samo. Kocham ich jak rodzinę, nie jak kochanka lub kochankę. Chciałbym mieć kogoś, kogo mógłbym tulić całymi dniami. Brakuje mi czułości... chciałbym wrócić do tych czasów, w których wiodłem spokojne życie wśród wielu dziewczyn, które na mnie leciały. Chcę powrócić do momentu, w którym siedziałem na trawie z rodzicami i urządzaliśmy sobie mały piknik. Było to jedno z najlepszych rzeczy, których mnie pozbawiono. Teraz nie mogę narzekać. Straciłem wiele, ale również wiele zyskałem. Kocham tych idiotów i za nic w świecie bym ich nie zostawił. Za bardzo ich kocham. Chanyeol jest naszym elfem, Tao naszą pandzią, Suho jest bogatym staruszkiem, a Baekhyun koreańskim bekonem. Nie wiem tylko jak nazwać Kaia. "Azjatyckim mulatem"? - Siema D.O - o wilku mowa. Przyszedł nas pan bez porównania.
- Hej, co chcesz? - Zapytałem unosząc wzrok na jego twarz. Była uśmiechnięta i nieco blada. Może ze zmęczenia.
- Chanyeol prosi o maskę, ale nie chciało mu się ruszyć. Mógłbyś? - Wskazał palcem na maskę, która dalej znajdowała się na mojej twarzy. Była czarnego koloru bez żadnych dodatków. Natychmiastowo ściągnąłem ją i dałem mu do rąk. On złapał ją i usiadł obok mnie. Trochę dziwne, bo od razu spojrzał na moją opryszczkę, jakby była ważniejsza niż reszta mojego ciała. Phi! - Wiesz co jest najlepsze na opryszczkę? - Zapytał wskazując na nią.
- Nie, a ty wiesz?
- Pocałunek - uśmiechnął się. Nie był to normalny uśmiech. Był nieco przerażający. Parzył na mnie jak kot na mysz. Jakby chciał mnie zjeść. Zbliżył się do mojej twarzy na tyle blisko, że poczułem jego oddech na moich ustach. Spojrzał prosto w moje oczy przez co zamarłem w miejscu. Dlaczego. Ty. Mi. To. Robisz?! Rozkochujesz mnie w sobie coraz bardziej, a ja nie chcę się w tobie zakochać! Chłopak zbliżył się do mnie jeszcze bliżej przez co nasze usta zetknęły się ze sobą. Czułem, jak mój żołądek robi fikołki, motylki latały, a reszta flaków robiła imprezkę. Jongin musnął moje wargi, po czym zamknął oczy. Ja dalej siedziałem jak słup będąc świadkiem jak nasze usta złączają się w jedność. Jęknąłem cicho, gdy jego język dotknął mojego. O nie! Tego już za wiele! Odepchnąłem go po czym wstałem z łóżka patrząc na niego z góry. Po chwili również wstał i był przede mną. Podszedł bliżej i przytulił mnie. Moje serce biło szybciej niż zwykle, a na moich policzkach pojawiły się gorące rumieńce. Czułem jak w zrobiło mi się słabo. Kręciło mi się w głowie, przez co straciłem grunt pod nogami. Jedyne co pamiętam z tamtej chwili to tylko to jak Kai wołał moje imię.

Obudziłem się w sali, od której biło bielą. Przeleciałem wzrokiem po całym pokoju. Przede mną - ściana, po lewej - ściana, po prawej - 2 łóżka i ściana. Założę się, że za mną też jest ściana. Patrząc w prost zauważyłem jeszcze zegar. Przyjrzałem się jemu dokładnie. Wskazówki pokazywały godzinę 9:32... Co się stało? Gdzie ja jestem? Jedyne co pamiętam ze wczorajszego dnia to wywiad i to jak Kai przyszedł do mojego pokoju. Czyżby urwał mi się film? Upiłem się czy co? Poczułem jak ciężar na mojej pościeli zmniejszył się. Spojrzałem w tamtą stronę i zauważyłem sylwetkę mężczyzny. Przyjrzałem się jemu dokładniej i zobaczyłem uśmiechniętego, ale zaspanego Kaia.
- Co się... - wyszeptałem do niego. Nie wiem dlaczego szepczę... aczkolwiek chłopak przeszkodził mi w dokończeniu pytania.
- Jesteś w szpitalu, a znalazłeś się tutaj, bo zemdlałeś. - przetarł oczy dłonią i poprawił włosy, mówiąc, że musi iść po lekarza. Bez namysłu złapałem go za rękę. Chłopak zatrzymał się i ze zdziwieniem patrzył na mnie. Wskazałem głową na krzesło, by usiadł. Potrzebuję dokładniejszych informacji, czemu tu leżę i ile.
- Od kiedy.... tu jestem? - zapytałem i nawilżyłem usta językiem.
- Od dwóch dni. - Odpowiedział z lekkim zdenerwowaniem i niepokojem.
- Kai, co się dzieje? - Położyłem swoją dłoń na jego i masowałem ją kciukiem, by go chociaż trochę uspokoić. Chłopak wyrwał swoją rękę i wstał.
- Idę po lekarza... - Gdy to powiedział, natychmiastowo wyszedł. Co mu jest? A może co mi jest? Nie wiem... może mam raka i on nie chce mi o tym powiedzieć. Albo amputowaną nogę, rękę, a może mnie pobili i pocięli. Dotknąłem wszystkie części ciała i były w normie. Może problem nie tkwi we mnie, a w nim. Usłyszałem jak ktoś otwiera drzwi. Ujrzałem w nich Suho, który zbliżał się do mojego łóżka i usiadł na krześle, na którym przed chwilą spał Jongin.
 - Idioto, nawet nie wiesz jak się o ciebie martwiłem. - zmarszczył czoło i podrapał się po głowie - Jak się czujesz? Lepiej? - uśmiechnął się troskliwie.
- Dlaczego Kai jest taki spięty? - myślałem tylko i wyłącznie o nim. Czemu on się tak zachowuje? Zrobił mi coś? Nic nie pamiętam...
- To przy mim zemdlałeś. - powiedział cicho i spuścił głowę. Drzwi po raz kolejny otworzyły się. Tym razem do pokoju wszedł lekarz. Proszę.... nie mów mi, że to mój kres i koniec.
 - Pan Do Kyung Soo? - Wyczytał z kartki. Przytaknąłem mu i głośno przełknąłem ślinę. Jeszcze nigdy się tak nie bałem. - Mam już pańskie wyniki.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Szablon pobrany z Szablownicy.